Najnowszy horror w wykonaniu Mike Flanagana już jest. Różni się on od pozostałych dzieł i straszy trochę w inny sposób niż dotychczas, gdyż nie ma tam żadnych duchów. Pojawiają się za to motywy kościoła i wiary, która bywa przewrotna i jedno wydarzenie z przeszłości może zmienić takowe podejście. Religia, wiara, wampiry i pytanie co się dzieje z nami po śmierci. To jedne z głównych tematów poruszonych w tym 7-odcinkowym mini serialu, w którym liczba odcinków nawiązuje do ksiąg Testamentu. Co z tego wyszło i czy taki odmienny format wypadł pozytywnie?
Mała, odizolowana od świata wyspa Crockett zamieszkująca przez pobożnych mieszkańców jest bardzo spokojna, lecz wszystko się zmienia po powrocie na nią Rileya Flinna( Zach Gilford), który odsiadywał wyrok za śmiertelne potrącenie dziewczynki pod wpływem alkoholu. Innym czynnikiem, który ma decydujący wpływ na to co się wydarzy na tej wyspie, ma przybycie młodego charyzmatycznego księdza Paula( Hamish Linklater). Jego przybycie zbiega się z niewyjaśnionymi zdarzeniami oraz cudami jakie doświadczają mieszkańcy, mający różnego rodzaju problemy. Wszystko przebiega świetnie i liczba osób, które uczęszcza do domu Bożego jest coraz większa, lecz do pewnego momentu, gdyż wszystko ma swoją cenę, którą trzeba zapłacić. Do miejscowego szeryfa (Rahul Kohli) zaczynają docierać informację o coraz większej liczbie zaginionych osób, a na brzegu wyspy pojawiają się martwe koty. Twórca serialu bardzo poważnie podchodzi do tego dzieła i uważa je za najważniejsze, gdyż sam był kiedyś ministrantem, miał również problemy z alkoholem, a wiara i chęci zmiany mają duży wpływ na to, w jakim miejscu się znajdziemy. Poruszane tematy wiary, alkoholizmu, depresji, poczucia winy, jak i temat życia po śmierci, zostały świetnie poruszone i w bardzo emocjonalny sposób. Każdy odcinek niesie jakieś przesłanie. Nie jest to typowy horror, który będzie nas straszył w nagłych momentach, gdzie coś nam wyskoczy. Trzyma nas za to w napięciu i czuć niepokój i obawę, o to co się wydarzy i co się stanie z daną postacią. Gra aktorska na bardzo dobrym poziomie, są już znane twarze, które występują regularnie u tego twórcy, jak i nowe. Występują tu świetne dialogi, najbardziej godnym zapamiętania jest pomiędzy Rileyem, a Erin(Kate Siegel), która odgrywa ważną rolę w życiu bohatera, a na wyspę wróciła, kiedy zaszła w ciążę. Rozmawiają o tym co dzieje się po śmierci i bardzo interesująco zostało to przedstawione, zwłaszcza, że rozmawia ateista wraz z osobą wierzącą. Ważną rolę odgrywa również muzyka, która wprawia nas w bardzo klimatyczny nastrój, jak i może wywołać ciarki na naszym ciele. Zdjęcia, jak i efekty specjalne na dobrym poziomie, a pomysł z wyspą, na której znajduje się mała społeczność, gdzie każdy się zna, zdaje egzamin. Do tego wampiry, motyw zmartwychwstania oraz chęć życia wiecznego i mamy bardzo przyjemne show.
Nocna msza od samego początku może się podobać. Poznajemy bohaterów coraz bardziej i ich problemy, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Dosyć szybko poznajemy prawdę co tak naprawdę się dzieje na wyspie Crockett, lecz finału, tak łatwo nie można przewidzieć. Serial różni się znacząco od pozostałych tego twórcy, lecz może się podobać i tak samo jak „Nawiedzony dom na wzgórzu” można go pokochać za swój niepowtarzalny klimat i poważne problemy z jakimi każdy normalny człowiek się boryka na co dzień. Rozwiązania nigdy nie przychodzą łatwo, lecz nie warto się załamywać, tylko stawić czoła problemom, tak jak to robią bohaterowie w serialu. Często najlepszym sposobem bywa rozmowa z drugą osobą, dlatego też bardzo dobrze zostało to przedstawione. Serial może i nie podobał mi się aż tak bardzo jak wspomniany wyżej „Hill house”, lecz miał to coś, za co można go pokochać i przyjemnie spędzając czas przy ważnych tematach wiary, egzystencji, jaki i innych problemów, zmuszając przy tym do refleksji.
Każdy z nas miał kiedyś wrażenie, że coś znajduje się pod swoim łóżkiem. Wyobraźnia potrafi płatać figle, a częste wyobrażenie o istnieniu duchów bywa przerażające, tak jak adaptacja słynnej powieści Shirley Jackson „Nawiedzony dom na wzgórzu”. Serial o tym samym tytule przedstawia problemy rodziny Crainów, która wprowadziła się do tytułowego domu, a to co ich tam spotkało, odbija swoje piętno w przyszłości. Za serial odpowiedzialny był Mike Flanagan, który stał się mistrzem grozy, a sam Stephen King jest fanem jego twórczości. Jak więc wypadł „Nawiedzony dom na wzgórzu” i czy można się na nim wystraszyć i mieć problemy, by pójść spać spokojnie czy może przy zapalonym świetle?
Zwykła rodzina, wprowadza się do niezwykłego domu, który będzie miał wpływ na relacje bohaterów w przyszłości. Małżeństwo Crainów, czyli Olivia (Carla Gugino) oraz Hugh( Henry Thomas) wraz ze swoimi dziećmi: najstarszym Stevenem, siostrami Shirley i Theo oraz bliźniakami Lukem i Neil; zamieszkali w tytułowym nawiedzonym domu z prostych względów, by wyremontować go i sprzedać za korzystną cenę. Niestety już pierwszej nocy pojawiają się problemy i najmłodsze z dzieci, czyli Neil jest przerażona, bo zobaczyła ducha, którego nazywa Pani z krzywą szyją. Od tego momentu pojawiają się problemy, które swoje piętno odcisną również w przyszłości. Serial mamy przedstawiony w dwóch ramach czasowych, gdy rodzina wprowadza się do domu oraz kiedy dzieci są już dorosłe, dlatego też wiele momentów jest ukazanych w retrospekcji, które pokazywały horror jaki wszyscy bohaterowie przeżyli w tytułowym Hill house. Najgorszym momentem był ten, w którym wszyscy bohaterowie opuszczają nagle w pośpiechu posiadłość, wszyscy poza Olivią, która rzekomo popełniła samobójstwo. Od tego momentu relacje bohaterów ulegają zmianie i każdy odreagowuje na swój sposób. Ciekawym zabiegiem jest przedstawienie w pierwszych pięciu odcinkach historii każdego z dzieci w dwóch przedziałach czasowych, gdy byli mali w nawiedzonym domu oraz jako dorośli. Szczególnie na uwagę zasługuje odcinek 5, jak i 6, które według mnie są najlepsze w tym serialu i można wtedy doświadczyć ogromnych emocji. Każdy kolejny odcinek rzuca nam nowe światło na to co wydarzyło się tamtej nocy w domu, jak i dorzuca kolejnych tajemnic. Jedną z takich na pewno jest czerwony pokój, do którego nikt nie może wejść, a żaden klucz nie pasuje. Niesie to za sobą ciekawy symbol, pokazujący czym tak naprawdę jest ten pokój, gdy się bohaterowie tego dowiedzą. Na plus również ciekawy smaczek, którego od razu można nie dostrzec, a są to ukryte duchy, postacie w tle, które nadają odpowiedniego klimatu. Odcinki, mimo że długie i potrafią trwać ponad 1h, to ogląda się bardzo przyjemnie i z wielkimi emocjami. Każdy bohater jest inny i ma swój problem, przez co każdy może utożsamić się, z którymś z bohaterów. Aktorsko świetnie i czuć chemię między aktorami. Zdjęcia, jak i efekty specjalne na genialnym poziomie, oddające wszystko to za co można pokochać ten serial.
Nawiedzony dom na wzgórzu skradł moje serce od samego początku i stał się od razu jednym z moich ulubionych seriali. Czuć tutaj świetny klimat, który nas pochłania i z zapartym tchem i ogromnym zaciekawieniem zasiadałem do kolejnych odcinków, bo odkryć całą prawdę. Aktorzy spisali się na medal i w wielu momentach można im było naprawdę współczuć, a niektóre rozmowy mogą doprowadzić do łez wiele osób, które zobaczą ten serial. Mike Flanagan stworzył świetne show, które skradło moje serce i od teraz czekam z niecierpliwością na każdą kolejną produkcje od tego twórcy. Serial zapada w pamięć i pokazuje jak ważna jest rodzina i z jakimi problemami borykają się ludzie oraz jak ciężko takie relacje później naprawić.
Moja ocena 10/10 ogromne zaskoczenie, które zapadnie mi w pamięć na długo.
Zostań przy mnie to kolejny serial na podstawie powieści Harlana Cobena wyprodukowany przez Netflix , który ma podpisaną umowę na ekranizację dzieł owego pisarza. Tak jak to bywa w dziełach Tego pisarza, mamy do czynienia ze zwykłymi ludźmi, których los w jakiś sposób połączy, a każdy problem będzie trudny do rozwiązania i czeka nas sporo zaskoczeń. Jak wypadnie kolejna ekranizacja książki Cobena o tytule Zostań przy mnie wydanej w 2012 roku i czy będzie na dobrym poziomie, jak poprzednie?
Megan Pierce (Cush Jumbo), czyli główna bohaterka wiedzie godne życie, posiada dobrą pracę, dzieci oraz wkrótce ma zostać mężatką. Wszystko się komplikuje, gdy pewnego razu spotyka osobę z dawnych lat i wychodzą demony z przeszłości. Sprawy ze ślubem się komplikują przez dawne grzechy, a jak to bywa u tego pisarza, każdy ma tajemnice. W między czasie mamy ukazane śledztwo w sprawie zaginionych mężczyzn , które prowadzi detektyw Michael Broome (James Nesbitt), który uważa, że te zaginięcia mają związek ze sprawą sprzed lat i działa ten sam przestępca. Również widzimy perspektywę fotografa Raya Levin’a, w tej roli Richard Armitage, który coś może wiedzieć na temat danej sprawy, jak i miał kontakt w przeszłości z Megan. Fabuła jak to bywa u Cobena jest pełna zwrotów akcji, jak i występuje wiele zbiegów okoliczności. W każdym odcinku dowiadujemy się nowych informacji i krok po kroku zbliżmy się do rozwiązania zagadki i jak to bywa, często poszlaki są mylące i dochodzą nowe tajemnice i problemy. Można dostrzec pewne nieścisłości, lecz z przymrużeniem na nie oka serial ogląda się przyjemnie i bez większych problemów i zbędnych scen. Ilość odcinków jest odpowiednia, by poświęcić na nie weekend, a na pewno będzie to przyjemny czas. Gra aktorska na dobrym poziomie, zdecydowanie na plus rola Jamesa Nesbitta oraz Richarda Armitage.
Podsumowując, bawiłem się dobrze podczas seansu. Sam jestem fanem książek Harlana Cobena, więc znam jego styl i sposób rozwiązywania akcji, który bywa zaskakujący, a czasami naprawdę ciężko domyślić się rozwiązania zagadki i wiele razy pojawia się na twarzy zaskoczenie. W porównaniu do poprzednich ekranizacji tego autora, serial wypada całkiem dobrze i nie jest to moja ulubiona ekranizacja, lecz na pewno serial Zostań przy mnie trzyma poziom. Między aktorami była chemia, dzięki czemu oglądało się przyjemnie. Dość często w filmach czy serialach jest przedstawiana mroczna przeszłość oraz tajemnice i może to już nudzić, lecz nie w tym wypadku, gdyż zostało to przedstawione w bardzo intrygujący sposób, a jak wiadomo każdy ma tajemnice, o których wolałby nie mówić, a czasami bolesna prawda jest lepsza, niż milczenie.
Człowiek pająk powraca i nie tylko on. Oto kolejne przygody Toma Hollanda jako głównego bohatera, który jest uwielbiany na całym świecie. Cała historia to jedna, wielka nostalgia i ogromna gratka dla fanów poprzednich serii. Tobey Maguire oraz Andrew Garfield powrócili do roli człowieka pająka i tworzą wspaniałe trio, a oprócz nich, ich wrogowie. Co z tego wyszło i czy taki zabieg wypalił? Oto jest Spider-man bez drogi do domu, film na który czekali wszyscy fani Marvela.
Na samym początku filmu mamy przypomnienie tego co wydarzyło się na samym końcu w poprzedniej części, czyli ujawnienie przez Mysterio, że Peter Parker to tak naprawdę Spider-man. Gdy cały świat już się tego dowiedział, to życie nastolatka jak i jego dziewczyny MJ (Zendaya) oraz przyjaciela Neda (Jacob Batalon) się diametralnie zmienia , gdyż mają problem z dostaniem się na wymarzone studia w związku z wszystkimi wydarzeniami. Chcąc jakoś zaradzić tej całej sytuacji Peter zwraca się z pomocą do Doktora Strange ( Benedict Cumberbatch). Prosi go o to, by świat o nim zapomniał, lecz niestety kończy się to dość niefortunnie. W związku z czym w jego świecie pojawiają się złoczyńcy z poprzednich serii. Bohater wraz z przyjaciółmi, jak i innymi Peterami musi stawić temu czoła. Pomysł świetny, a wykonanie jeszcze lepsze. Twórca Jon Watts stara się pokazać kim tak naprawdę jest Spider Man i mu to wychodzi. Film dostarcza sporu emocji, sceny akcji są świetnie wykonane, a gdy trzeba jest spokojnie i potrafi być humorystycznie. Aktorsko jest również na bardzo wysokim poziomie, a powrót znanych twarzy wyszedł na dobre i jest to spory ukłon dla wiernych fanów.
Cała przygoda trwała ponad 2 godziny, na której bawiłem się wybornie i przypomniałem sobie, za co tak bardzo lubię Spider-mana i dlaczego jest to mój ulubiony bohater od Marvela. Peter Parker zwykły nastolatek, który bywa niezdarny, popełnia błędy jak każdy i za każdym razem stara się je naprawić. Takiego go pokochaliśmy, a tu mamy do czynienia z jeszcze pozostałymi Peterami, którzy wypadli również wspaniale, a taki zabieg wyszedł udanie. Film jeden z lepszych jakie powstały w całym uniwersum według mnie i do którego z chęcią wrócę, a z niektórymi może pozostać na dłużej przez emocje, które dostarczył.
Oto Wiedźmin sezon 2 i recenzja na temat tego tworu.
Czekaliśmy aż 2 lata na drugi sezon przygód Geralta z Rivii i się doczekaliśmy. Po pierwszym sezonie, który nie był idealny, wraca nowa nadzieja, że tym razem będzie lepiej i dostaniemy kawał dobrego seansu w świecie fantasy. Czy tak jest i czy historia jest równie świetna i angażująca jak główny bohater ( w roli tej wspaniały Henry Cavill)? Czy tym razem było lepiej i czy historia jest bardziej zbliżona książek Andrzeja Sapkowskiego?
Sezon 2 wiedźmina rozpoczynamy, gdy Geralt jest już ze swoim dzieckiem niespodzianką, czyli księżniczką Ciri ( Freya Allan), której poszukiwał w pierwszym sezonie. Bohaterowie są w drodze do warowni Kaer Morhen, czyli siedzibie wiedźminów, w której spędzają zimę i trenują. Po drodze czekają ich przeszkody, takie jak spotkanie z Nivellenem, który pojawił się w opowiadaniu ,,Ziarno prawdy” i trzeba przyznać, że zostało to ukazane w ciekawy sposób. Serial skupia się na pokazaniu relacji między Geraltem, a Ciri, która jest dla niego jak córka, a on zrobi wszystko by ją chronić. W warowni poznajemy innych wiedźminów, których możemy kojarzyć z książek, jak i gier. Akcja skupia się na trenowaniu dzieciątka z Cintry na wiedźminke oraz na poznaniu jej mocy. W między czasie mamy też ukazane losy Yennefer, (Anya Chalotra) która straciła swoją moc i za wszelką cenę pragnie ją odzyskać oraz Jaskra, (Joey Batey) który po raz kolejny zachwyca widzów swoimi pieśniami. Każdy z bohaterów dostaje odpowiednią liczbę czasu antenowego, by przedstawić swoją historię. Bazując na książce ,, Krew Elfów”, która jest dość statyczna i nie ma za dużo w niej scen akcji, Lauren Schmidt Hissrich, czyli showrunnerka serialu, wprowadza dość dużo zmian, by zapewnić rozrywkę widzom i nie wychodzi to na dobre. Pojawia się wiele nowych potworów, z którymi nasz wiedźmin musi walczyć, a sceny walki są akurat na dobrym poziomie, jak w poprzednim sezonie, jak również efekty specjalne. Poprawiono również stroje bohaterów. Dialogi w serialu bywają dość płytkie, a postacie podejmują dziwne jak i niepasujące do ich charakteru decyzje. Również można ponarzekać na dramaturgie, która jest dość niezbalansowania i mogłaby być na lepszym poziomie.
Wiedźmin sezon 2 zapowiadało się ciekawie i jak na 8 odcinków, czas minął mi dość szybko, lecz bywały momenty, które się dłużyły. Na plus zdecydowanie 1 odcinek, który wyszedł najlepiej, a im dalej w las tym gorzej. Również na pochwałę zasługuje Henry Cavill, który stara się robić wszystko, by ten serial wyszedł jak najlepiej, a serce jakie wkłada grając Wiedźmina jest widoczne gołym okiem. Do plusów można zaliczyć także kolejną pieśń Jaskra, która będzie chodzić teraz każdemu po głowie. Jako całość wychodzi to dość przeciętnie i nie ma za dużo poprawy względem pierwszego sezonu, a każdy na to liczył. Będąc fanem książek, jak i gier czuje rozczarowanie, gdyż liczyłem na coś więcej… a to co otrzymałem nie spełnia moich oczekiwań i pozostaje liczyć na to, że kolejny sezon będzie lepszy i takie oto może być ostatnie życzenie fanów.